„korzenie”, „gniazdo”, „matecznik”

Chylę czoła przed inicjatywą godziszowskich Duszpasterzy, iż zaprosili „diasporę godziszowską” rozsianą dosłownie po całym świecie (nie tylko po Polsce) o „zaistnienie świadectwem” na internetowej stronie parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Godziszowie.

1. Najpierw słowa gratulacji. Kieruję je do pomysłodawców umieszczenia informacji o godziszowskiej parafii w świecie wirtualnym, na internetowych stronach www. Inicjatywa ta z pewnością została zrodzona z Bożych podszeptów. Bez wątpienia jest to wydarzenie znaczące i integrujące dla samych parafian (nie tylko młodych), ale jest to też „spoiwo” łączące wspomnianą „diasporę” z bliskim sercu miejscem pochodzenia. Proszę mi wierzyć – naprawdę wielu z nas, którzy „wyfrunęli” z godziszowskiego „gniazda” – systematycznie tę stronę naszej parafii w swoich komputerach otwiera, a tym odwiedzinom towarzyszą niezwykle sympatyczne i ciepłe uczucia i niekiedy wzruszenia.

2. W poprzednim zdaniu – mówiąc o godziszowskiej parafii – użyłem terminu „nasza parafia”. Można byłoby snuć w tym miejscu najprzeróżniejsze dywagacje, czy jest jeszcze uprawnionym używanie przeze mnie wobec parafii w Godziszowie określenia „moja parafia”. Najbardziej poprawnym określeniem byłoby pojęcie „parafia mojego pochodzenia”. Wszak ani prawo kanoniczne ani socjologia – ze swoimi definicjami i rozróżnieniami – nie dozwala, by człowiek, który 38 lat temu opuścił społeczność jakiejś parafii, nie uzyskał przez te wszystkie lata prawa do nowej parafii, na terenie której żyje, modli się i korzysta z sakramentów.

3. A ja – mimo trzydziestu ośmiu lat od opuszczenia Godziszowa – nie jestem w stanie inaczej mówić, czuć i przeżywać parafii w Godziszowie jak tylko jako „mojej parafii”. I niech mi wybaczą tę „nieprawomyślność odczuwania i przeżywania” i Dostojni Duszpasterze parafii w Godziszowie, i sami Parafianie – wszak nie pytając kogokolwiek o zgodę, w najgłębszych fundamentach i pokładach mojego „jestestwa”, czuję się jednym z Was, parafianinem od św. Tereski od Dzieciątka Jezus z Godziszowa.

4. Czym są dla mnie powroty do Godziszowa? Powroty – których tak wiele… a które wynikają nie tylko z konieczności czy okoliczności/zdarzeń losowych, ale nade wszystko wypływają z głębokiej potrzeby serca. Owszem – przykazanie „czcij ojca swego i matkę swoją” – też przynagla i obliguje do okresowych odwiedzin Godziszowa. Jednakże te wyjątkowe klimaty Godziszowa, które tworzą urokliwi i niepowtarzalni ludzie, sprawiają, że każdy „pretekst” czy nadarzająca się okazja jest dobra, by przynajmniej na chwil kilka „zahaczyć” o Godziszów.

5. Poszukując słowa-klucza, które tłumaczyłoby moje relacje z Godziszowem, to użyłbym następujących pojęć: „korzenie”; „gniazdo”; „matecznik” (w rozumieniu alegoryczno-baśniowym z „Pana Tadeusza”: Bartek Prusak tak mówi o swoich powrotach do Soplicowa „(…) Ilekroć z Prus powracam (…) Wpadam do Soplicowa jak w centrum polszczyzny: Tu się człowiek napije, nadysze Ojczyzny”).

6. „Korzenie”, „gniazdo”: dla wytłumaczenia głębi znaczeniowej tych dwóch pojęć, można byłoby przytoczyć słowa Jana Pawła II, który w 1999 r. w Wadowicach tak powiedział: „w tym mieście Wadowicach wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło”. Tak – dla każdego, kto wywodzi się z godziszowskiej parafii – chrzcielnica pozostanie najczcigodniejszym miejscem, przy którym na kolanach i z wdzięcznością każdy z nas dziękuje – i będzie dziękował do końca dni swoich – za niezasłużony dar wiary. I to niezależnie od tego, że „tej naszej” chrzcielnicy już nie ma – w tym miejscu z potrzeby serca gratuluję i wypowiadam słowa wdzięczności Księdzu Proboszczowi Józefowi za piękno odnowionej świątyni i za współbrzmiącą z tym wystrojem piękną liturgię Wielkanocną (że o ministrantach, chórze i scholi nie wspomnę…).

7. Świątynia godziszowska to miejsce i przestrzeń, która skrywa w swojej pamięci i nasze pierwsze komunie, bierzmowania, zawierane małżeństwa, przeżywane prymicje, czy Msze pogrzebowe… Ta świątynia była też świadkiem chwil pełnych radości i nadziei, ale i najprzeróżniejszych dramatów, rozterek czy skrzętnie ukrywanych łez… i dlatego na zawsze pozostanie „naszą parafialną świątynią” – niezależnie od tego, pod jaką długością czy szerokością geograficzną aktualnie przebywamy.

8. Dla mnie obecność w godziszowskiej świątyni to „dotknięcie”/spotkanie z żywą, prostą i głęboką wiarą parafian godziszowskich, z wiarą która legła u fundamentu mojego życia i kapłaństwa. To powrót do „korzeni” czy do baśniowego „matecznika”, w której to perspektywie czynię sobie niekiedy rachunek sumienia (mocno bijąc się w piersi i wyznając: mea culpa…) posiłkując się słowami śp. ks. Jana Twardowskiego:

„Jak daleko odszedłeś
od prostego kubka z jednym uchem
od starego stołu ze zwykłą ceratą
od wzruszenie nie na niby
od sensu
od podziwu nad światem
od tego co nagie a nie rozebrane
od tego co wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska
od tajemnicy nie wykładanej na talerz
od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał
od pacierza
od Polski z rana

ty stary koniu”.