Boże Narodzenie, Ayos 2009

„Bóg się rodzi moc truchleje…”

W tę cichą i świętą noc Bóg przychodzi na świat, by stać się człowiekiem, by stać się jednym z nas.
Niech Jezus, który ukochał człowieka do końca, błogosławi Wam każdego dnia, darząc zdrowiem, radością, miłością i pokojem.
A Matka Najświętsza, niech przytuli każdego z Was, jak czyniła to w Betlejem tuląc małego Jezusa.
Szczęśliwego Nowego 2010 Roku.

Z darem gorącej modlitwy przy żłóbku Jezusa

s. Celestyna Pudło

     Pozdrawiam bardzo gorąco i serdecznie Czcigodnego Ks. Proboszcza, Ks. Wikarego i Was Drodzy Parafianie z dalekiego Kamerunu.
To już 10 lat minęło, jak Pan posłał mnie na czarny ląd, by głosić Jego miłość i wychwalać Jego Opatrzność. Czas płynie tak szybko, a On wciąż dokonuje wielkich dzieł przez ręce „swoich ludzi ”-misjonarzy. Dla Boga nie ma granic, barier, różnicy w kolorze skóry czy języka. On działa zawsze, wszędzie i mimo wszystko, bo „BÓG JEST MIŁOŚCIĄ!”.
Wszystko zaczęło się 8 września 1999 roku, gdy postawiłam pierwszy krok w Kamerunie, a 8 grudnia po raz pierwszy stanęłam na naszej misji w ESSIENGBOT. Essiengbot jest to wioska położona w środku afrykańskiego lasu, bez prądu, bieżącej wody, kontaktu ze światem. Aż trudno uwierzyć, że w XX wieku jeszcze ktoś tak żyje. Zaczęłyśmy naszą pracę od „zera”. Wierzyłyśmy, że to Bóg nas tu przysłał. Z zawodu jestem pielęgniarką, wiec zaczęłam organizować nasz ośrodek zdrowia. Budynek ośrodka zdrowia był zaniedbany i wymagał gruntownych remontów, trzeba było go odnowić i postarać się o zakup leków, środków opatrunkowych i rzeczy niezbędnych do funkcjonowania przychodni. Na misjach pielęgniarka pracuje jak lekarz, musi postawić diagnozę i przypisać leki, zrobić drobne zabiegi chirurgiczne czy odebrać poród. Od samego początku nie brakowało nam chorych, szybko zdobyłyśmy zaufanie tutejszej ludności. Przy organizowaniu przychodni korzystałyśmy z pomocy z zewnątrz, co pomagało nam w zakupie leków. Objęłyśmy opieką chore i niedożywione dzieci, kobiety w ciąży, starców na wioskach, oraz chorych na AIDS. Nasza przychodnia pracuje 24 godz. na dobę. Chorzy często idą do nas z odległych wiosek położonych w głąb lasu. Droga zajmuje im niekiedy 3 dni, bo nie ma żadnych środków lokomocji, ale idą, bo wiedzą, że siostra nigdy nie odmówi im pomocy, nawet jak nie mają pieniędzy. Zapłata za leczenie to często kura, banany, orzechy ziemne itd.
Pan wciąż czuwa, błogosławi i posyła w nowe miejsca, by iść i nieść Go ludziom. Od dwóch lat pracuję na naszej drugiej misji w Ayos, w niewielkim afrykańskim miasteczku. Tutaj prowadzimy szkołę dla dziewcząt, pracownię szycia i wyszywania dla kobiet oraz jesteśmy zaangażowane w pracę pastoralną w parafii. Brakuje nam tutaj ośrodka zdrowia, w którym mogłybyśmy leczyć tych najbiedniejszych. Tutejsze władze są nam bardzo przychylne. Na budowę nowego ośrodka zdrowia mamy pozwolenie, ale musimy szukać w rożnych organizacjach środków finansowych. Kryzys finansowy, który dotknął prawie cały świat, odczuwają również misjonarze. Coraz więcej organizacji odmawia pomocy. Opatrzność czuwa nad nami i wciąż posyła nam dobrych i hojnych ludzi, którzy dzielą się swoimi dobrami z najbardziej potrzebującymi. My przecież nie prosimy dla siebie, lecz dla naszych chorych, dla niedożywionych dzieci i chorych na AIDS.
W ostatnim czasie u nas w Ayos bardzo dużo młodych ludzi umiera. Dzisiaj rano nagle zmarła młoda kobieta, zostawiając swoje małe, pięciomiesięczne dziecko. Zmarła na malarie mając 29 lat. Ojciec dziecka bardzo przeżywa śmierć swojej żony, ponieważ dwa lata temu stracił swoją pierwszą żonę, która też zmarła w młodym wieku. W naszym miasteczku jest mały sierociniec prowadzony przez świecką panią. Niedawno trafił do niej dwuletni chłopiec, jest on zarażony AIDS, nie chodzi i nie mówi. Jego matka zmarła kilka miesięcy temu mając 18 lat. Ostatnio dziecko było przekazywane z rąk do rąk, od babci do babci, które nie były w stanie się nim zająć. Zaraz gdy przyszedł do sierocińca został ochrzczony i otrzymał imię Emanuel. Jaka czeka go przyszłość, jeden Pan Bóg wie. Choroba AIDS dziesiątkuje szczególnie ludzi młodych. My nie wszystkim możemy pomóc, ale chociaż niektórym.
W tym roku szkolnym mamy też pod opieką dzieci, które są zaadoptowane przez rodziny z Godziszowa, niektóre z Nich są z sierocińca. Jestem bardzo wdzięczna za otwarte serca na potrzeby naszych dzieci. To dzięki Wam mogą One uczęszczać do szkoły. Problemy te, które opisuję, powiązane są oczywiście, tak jak wszędzie, z kryzysem rodziny. Trudno jest tu spotkać normalną rodzinę. Przeważnie to tylko matka wychowuje dzieci lub dziadkowie, a ojciec gdzieś tam jest lub jak tu potocznie mówią jest nieznany. Innym problemem jest skrajna bieda, kontrastująca z niewyobrażalnym dla przeciętnego człowieka bogactwem. Kamerun jest krajem bardzo skorumpowanym, dlatego jedni są bardzo bogaci, a inni cierpią biedę.
Kochani parafianie, to do Was zwracam sie z prośbą o modlitwę za misjonarzy, a zwłaszcza z naszej parafii, byśmy mogli głosić Dobra Nowinę o Chrystusie tym, którzy jej jeszcze nie znają. Chcemy pomagać tym, którzy potrzebują najbardziej naszej pomocy. Nie każdy ma tę łaskę i możliwość by pojechać na misje, ale każdy może być misjonarzem, nawet w Godziszowie przez swoją modlitwę i ofiarę za misje i misjonarzy.

Jeszcze raz Wszystkich pozdrawiam.

Pamiętająca w modlitwie s. Celestyna Pudło