Siostry i Bracia zgromadzeni na Mszy pogrzebowej, w której żegnamy na wieczność s. Karolę Jargiło ze Zgromadzenia Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. Ludzie przy trumnie zawsze stają z zadumą, ale i z bólem. Bo choć uznajemy prawdę zawartą w Księdze Koheleta, że na wszystko jest wyznaczona godzina pod słońcem; choć przyznajemy rację psalmiście, że dni człowieka są jak sen poranny, jak trawa, która rankiem rośnie i kwitnie, wieczorem więdnie i usycha, to jednak życie ludzkie – swoisty cud miłości – jest przeogromną wartością, a śmierć zawsze przychodzi nie w porę i za wcześnie. Jesteśmy zaskoczeni tak szybkim odejściem s. Karoli, w sześćdziesiątym czwartym  roku życia, w 49 roku ślubów zakonnych. Wprawdzie wszyscy wiedzieliśmy, jak ciężki i boleśnie traumatyczny krzyż choroby nosiła Ona w sobie, to jednak nazbyt szybko zabrakło Jej wśród nas: Jak tkacz zwinęła swoje życie, a Pan jego nić przeciął”.

Stojąc przy trumnie Siostry Karoli, wsłuchując się w Boże słowo, wznieśmy się jednak ponad to co takie ludzkie, ponad żałobę, smutek i ból rozłąki, ponad to co podpowiada ludzki umysł i serce – i spójrzmy na rzeczywistość śmierci oczyma wiary.

Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga” (Mdr 3, 1 nn./… Tę fundamentalną prawdę dla naszej wiary przypomniał nam autor natchniony w pierwszym czytaniu. Przez śmierć zmarli należą już tylko do Boga.Nikt i nic nie ma nad nimi władzy. Śmierć jednak nie jestunicestwieniembowiem „zdało się oczom głupich, że pomarli, … a oni trwają w pokoju… nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności… wierni w miłości będą przy Nim trwali”.

Człowiek przez śmierć przechodzi do Boga żywego, Boga naszych pragnień, tęsknot i nadziei. Błażej Pascal przypominał „my nie istniejemy (w domyśle-tu na ziemi), mamy dopiero nadzieję istnienia (w domyśle-w domu Ojca)”. Tak – „Jam jest zmartwychwstanie i życie – kto we Mnie wierzy, choćby umarł żyć będzie”. Tą prawdą żyła do końca dni swoich siostra Karola. Dlatego w szpitalu – w dniach bezpośrednio poprzedzających śmierć – owszem chciała jeszcze powrócić do zdrowia, jednakże pełnym tekstem wyznała, że chce pełnić wolę Bożą, którąz ufnością przyjmuje. Była bowiem zakonnicą spod znaku Maryi,dlatego potrafiła na łożu śmierci wypowiedzieć to trudne  słowo fiat… niech się stanie wola Twoja Panie…

Była zakonnicą-niewiastą żywej wiary, którą wyniosła jako swoiste wiano z domu rodzinnego, a którą umacniała, pielęgnowała i rozwijała w sobie przez wszystkie lata życia. Był to Jej skarb, który wzrastał jak ziarnko gorczycy. Dom rodzinny – na godziszowskiej Kolonii – nie był za bogaty, był oddalony kilka kilometrów od szkoły i kościoła. Ale był to dom oparty, zbudowany na mocnych i trwałych fundamentach wiary. Gdzie wszystko było jasne i czytelne: zło złem było nazywane, dobro dobrem, prawda prawdą a fałsz fałszem. Nie było w nim nic z zmazywania, rozmazywania prawdy, czy kupczenia nią. Nie było paktowania ze złem –wszystko w nim było jasne, proste, czytelne i przejrzyste. Stąd to wręcz dziecięce zaufanie s. Karoli, które miała do ludzi. Była dobra jak chleb – stąd garnęliśmy się do niej, by jej dobrem się umocnić, przy jej ciepłych i serdecznych słowach się ogrzać, by w jej spojrzeniu odnaleźć tę bezgraniczną ufność do Boga i zaufanie do człowieka.

A to wszystko wyniosła z domu rodzinnego. I dlatego mogły w tym domu rodzić się powołania zakonne: siostrzane, ale i niezrealizowane powołanie kapłańskie brata, małego Bogusia, który będąc w grupie powołaniowej – jakby w niższym seminarium – prowadzonym przez Pallotynów w Częstochowie, w roku 1978 utopił się w tamtejszym jeziorze, mając zaledwie 16 lat. To od tego czasu miałem zaszczyt i przywilej być nazywanym przez Siostrę Karolę swoim bratem. Siostra Karola z pewnością – a głęboko w to wierzymy – cieszy się już w domu Ojca spotkaniem z bratem Bogusiem, ale i ze zmarłym po kilku miesiącach życia drugim bratem Michałem, i ze swoją siostrą bliźniaczką,zmarłą jako dziecko.

Chrystus w Ewangelii wzywa do nadziei: „Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele… A na innym miejscu Chrystus dopowie: „To jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”…  To jest źródło naszej nadziei. To jest fundament naszej pewności, że tym co jedynie nie przemija w naszym życiu – jest miłość… miłość Boga i drugiego człowieka.

            Siostra Karola Kochała Boga, nie była to jednak miłość abstrakcyjna czy tylko w teorii, lecz kochała Boga w drugim człowieku. Bliskie jej też były rodzinne strony. Kochała Godziszów, swoją rodzinną parafię, w której wszystko się zaczęło: i życie, i szkoła, i powołanie zakonne… Dla niej pobyty w rodzinnej parafii były zawszepowrotem do fundamentów wiary. Miała też nieodpartą wewnętrznąpotrzebę, by – jak tylko to było możliwe – stawać nad grobami najbliższych, by wyrazić im wdzięczność za życie, za chrzest, za uczenie tego co najważniejsze i niezmienne w życiu człowieka. Zdarzało się że wspólnie pokonywaliśmy samochodem trasę z Wołomina do Godziszowa i z powrotem – dużo wtedy s. Karola mówiła o swojej drugiej Rodzinie, o Zgromadzeniu Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. I chcę zaświadczyć o tym wobec Władz Zakonnych, że zawsze mówiła o swoim Zgromadzeniu z wielką miłością i atencją. A już naprawdę cieszyła się radością Dziecka Bożego, i dzieliła się z nami tą radością, gdy Jan Paweł II w dniu 6 czerwca 1997 roku, pod Wielką Krokwią w Zakopanem wyniósł Matkę Marię Karłowską do chwały Błogosławionych. I gdy rozpoczynaliśmy wspólną podróż, po wezwaniu wstawiennictwa Matki Bożej odmówieniem antyfony „Pod Twoją obronę…”, gdy przywoływałem jeszcze wstawiennictwa i opieki św. Krzysztofa, patrona podróżnych, św.Wincentego Pallottiego, mojego Założyciela, siostra Karola zawsze dodawała wezwanie do błogosławionej Matki Marii Karłowskiej… Rzeczywiście – Siostra Karola – kochała swoją Rodzinę charyzmatyczną,  Siostry Pasterki od Opatrzności Bożej. Brała przykład zBłogosławionej Matki Marii Karłowskiej, i bardzo chciała naśladować Chrystusa Dobrego Pasterza, który „życie swoje oddał za owce”, który przebaczał, podnosił, pocieszał, a nigdy nie potępiał. Będąc Siostrą zakonną była naprawdę dobrym Pasterzem… rozmodlona, której z zaufaniem ludzie powierzali swoje sprawy, problemy i kłopoty, wszak wiedzieli, że s. Karola – jak Mojżesz – będzie wznosiła ręce do góry splecione różańcem, i polecała te sprawy dobremu Bogu. To w tych też intencjach znosiła krzyż choroby, ból i cierpienie jej towarzyszące. To Jej z absolutną pewnością i całym zaufaniem zawsze przekazywałem wszystkie informacje dotyczące sióstr zakonnych, księży wywodzących się z Godziszowa, by mogła z radosnych informacji się cieszyć, a smutniejsze czy niepokojące – siostrzanie omadlać.

            Takiej postawy nauczyła się s. Karola w domu rodzinnym, uczył nas tego również nieodżałowanej pamięci ks. Henryk Samul. To On uczył nas zachwytu Bogiem i był dyskretnym ale i inspirującym powiernikiemtajemnic powołania kapłańskiego czy zakonnego…  I kiedy w czerwcu ubiegłego roku zmarł nasz Mistrz, Ks. Kanonik, dla Siostry Karoli było tak czymś oczywistym, że powinna być na Jego pogrzebie, że mimo słabości wynikającej z choroby, mimo zewnętrznie widocznych posiniaczeń  po upadku, usilnie prosiła mnie, by mogła się zabrać ze mną na tę łomżyńską wioskę, by oddać ostatnią posługę Księdzu Kanonikowi.

            Nadmienię jeszcze, że tworzyliśmy – i dalej tworzymy –  rodzinę osób konsekrowanych i kapłanów wywodzących się z godziszowskiej parafii. Zawsze ilekroć spotykaliśmy się ze sobą, czuliśmy się „tak swojsko”, „zwyczajnie”, „po rodzinnemu”. Wiedzieliśmy też, że możemy na siebie zawsze liczyć, pamiętaliśmy o sobie przed Panem, niekiedy o swoich imieninach, o pogrzebach Rodziców. A siostra Karola była w tej pamięci absolutnie niezawodna .

            Siostro Karolo – zebrani na pogrzebowej liturgii wyrażamy Ci wdzięczność za wielorakie i niepoliczalne dokonania Twojego zakonnego życia. Głęboko wierzę – że w tej chwili dziękujesz wszystkim tutaj zebranym – za obecność i dar modlitwy. Ze uśmiechasz się teraz z wdzięcznością – z domu Ojca –  za doświadczone dobro od żyjącego Rodzeństwa  Marysi, Stefana, Stanisława i s. Jolanty. Uśmiechasz się z miłością i wdzięcznością do Sióstr z Twojego Zgromadzenia, do przybyłej Rodziny i znajomych z Godziszowa. A my wszyscy żegnamy Cię: Twoja rodzina naturalna i rodzina zakonna.     Zegnamy Ciebie – my – przedstawiciele wspólnoty siostrzano-kapłańskiej z Godziszowa. Jest nas tutaj przy Twojej trumnie tylko 4 księży (ks.ks. Marian Mucha, Wiesław Lenart z Piłatki i Czesław Kolasa). Ale proszono mnie, by przekazać zapewnienie o odprawieniu dziś Mszy za śp. Karolę przez ks. Tadeusza Mazura, sercanina z Niemiec, i przez ks. Władysława Gajura, pallotyna z Francji. A dzisiejsza Msza jest pierwszą Mszą z 30 Mszy gregoriańskich za śp. Karolę, którą my – kapłani wywodzący się z Godziszowa – chcemy w duchu solidarności ofiarować za naszą Rodaczkę. I wszyscy dziękujemy dobremu Bogu za niezasłużoną łaskę i przywilej, że dobry Bóg postawił Ciebie – Siostro Karolo – na drodze naszego życia. Za wszystko niech Bóg będzie uwielbiony. I prosimy: Dobry Jezu a nasz Panie daj Jej wieczne miłowanie … niech Cię przygarnie Chrystus Zmartwychwstały … niech w progach ojca domu wyjdzie po Ciebie litościwa Matka… Amen.